sobota, 29 listopada 2014

27. This is a modern fairytale, no happy ending, no wind in our selves

***Rocky***
Biegłem do parku ile sił w nogach. Miałem pięć minut do spotkania z Emilią. Mijałem stare budynki i kawiarenki, starając się trzymać wskazówek GPS-a, którego wkurzający głos co chwilę wydobywał się z mojego telefonu.
-Skręć w lewo. Za 100 metrów dotrzesz do celu - usłyszałem i odetchnąłem z ulgą. W oddali widziałem już zieleń parku i brązowe ławeczki. Wyłączyłem GPS i przebiegłem przez ulicę, a następnie sprintem udałem się w stronę parku. 
Zobaczyłem ją. Siedziała na jednej z ławek z telefonem w dłoni. Postanowiłem podejść ją od tyłu, ale mój szybki oddech zdradził mnie.
-Rocky! - ucieszyła się dziewczyna i przytuliła mnie.
-Tak, to ja - zaśmiałem się. - Wiem, że spóźniłem się ki... kilka minut, ale bie... biegłem te kilka ki... kilometrów specjalnie dla ciebie, więc chyba mi wyy... wybaczysz - mówiłem zdyszany.
-Spokojnie, spóźniłeś się tylko dwie minuty, nie gniewam się -uśmiechnęła się blondynka i przeczesała mi włosy. - I wiesz co? Wpadłam na pomysł, gdzie możemy się wybrać - powiedziała z wypiekami na twarzy.
-Ja też! To co, mówimy na trzy cztery? - zaproponowałem.
-Okej, trzy... czte... ry!
-STADNINA KONI! - krzyknęliśmy w tym samym momencie, po czym wybuchnęliśmy śmiechem. Jakim cudem miała na myśli to samo, co ja? Nawet nie wiedziałem, że gdzieś w pobliżu jest stadnina, przecież nie znam Warszawy.
-Dobra, więc cho... - przerwał mi dzwonek telefonu. - Poczekaj, to tata... Muszę odebrać - powiedziałem, a Emilaj skinęła głową.

*rozmowa telefoniczna*
-Tata? Co jest?
-Mam dwie wiadomości, jedną dobrą a drugą okropną. Którą pierwszą chcesz usłyszeć?
-Eee... Może na początek poproszę dobrą.
-Koncert odbędzie się jutro.
-Dobrze, a ta okropna? - nogi mi zmiękły.
-Riker jest w szpitalu. Ktoś wstrzyknął mu jakąś substancję odurzającą. Prawdopodobnie była to Kornelia. Nie wiemy jak to jej się udało... Jedno jest pewne, to kompletna psychopatka. Przyjeżdżaj jak najszybciej do szpitala, to ten sam, w którym leżała Iza. Wszyscy czekają.
*koniec rozmowy*

Zamarłem.

***Riker***
Otworzyłem oczy. Jestem w szpitalu? Co się ze mną stało?
W tym samym momencie przyszła pielęgniarka.
-Dzień dobry, panie Lynch. Proszę się nie denerwować, do pańskiej krwi dostały się substancje odurzające, ale nic panu nie grozi - powiedziała z uśmiechem. Nic mi nie grozi? A co usłyszałem wtedy? 
-Więc kto umarł? - spytałem, nie myśląc nad tym, co mówię.
-Słucham? - zdziwiła się pielęgniarka.
-Ktoś umarł. Lub umrze. Kto do cholery przedawkował narkotyki?! Wyjaśnij mi, nie rób ze mnie idioty! - krzyknąłem.
-Naprawdę nie wiem, skąd pan to wie! - kobieta złapała się za głowę. - Niech się pan uspokoi. To osoba z sali obok. Nie ma z panem nic wspólnego, proszę się nie martwić.
-Zaprowadź mnie tam - czułem łzy pod powiekami. Cholera, ja nigdy nie płaczę. Ale czułem jakąś więź z tą osobą. Nawet jeśli nie widziałem jej nigdy na oczy. Skoro słyszałem słowa lekarza, które były wypowiedziane za grubą ścianą, to.. To musi coś oznaczać.
-Nie mogę, ta osoba umiera, nie wolno mi pana tam wprowadzać, nie ma pan prawa tam wchodzić! - oburzyła się pielęgniarka.
-Zaprowadź mnie tam! Muszę tam wejść, rozumiesz?! Proszę, zrób to dla mnie, ja muszę się tam dostać - złapałem ją za ramiona, a z moich oczu spadały łzy. Kobieta była wystraszona. Po chwili złapała moją rękę i powoli wyprowadziła mnie z sali. Ledwo utrzymałem się na nogach. Wow, byłem naprawdę słaby. 
Stanęliśmy pod drzwiami sąsiedniej sali.
-Na pewno chce pan tam wejść? - spytała zaniepokojona.
-Riker. Mów mi Riker. I tak, chcę - odpowiedziałem, a serce biło mi niemiłosiernie mocno.
Pielęgniarka otworzyła drzwi, a ja wszedłem powoli do sali. Ujrzałem nastolatka leżącego na łóżku szpitalnym, a wokół niego siedzieli dwaj zapłakani koledzy i załamana matka. Kiedy wszedłem, wszystkie oczy zwróciły się na mnie.
-Przepraszam, ale ja musiałem tutaj wejść. Jestem ee... Mam uprawnienia, jestem lekarzem - wydukałem i podszedłem do chłopca. Miał podkrążone oczy, z których wypływały łzy. 
-Janek... Umiera powoli - odezwała się jego matka. - Bezboleśnie, zapewnili mu to lekarze. Przynajmniej będzie miał spokojną śmierć - kobiecie załamał się głos i schowała twarz w dłoniach. Chłopiec cały czas patrzył się w sufit, a łzy nie przestawały płynąć z jego oczu.
Delikatnie pochyliłem się nad nim. W tamtym momencie moje serce pękło. Już wiedziałem, dlaczego czułem tak silną więź. Umierający chłopiec miał koszulkę z logiem R5. 
Łzy spłynęły z moich oczu i głośno pociągnąłem nosem. Chłopiec ostatkami sił spojrzał na mnie.
-Nie jesteś lekarzem - wyszeptał. - Ty jesteś Riker - zacisnął powieki. Z jego oczu poleciał wielki strumień łez, a moje serce z każdą sekundą pękało na coraz to drobniejsze kawałki. - To sen, prawda? Już umarłem? - spytał cicho i powoli nastolatek.
-Nie, to nie sen... Długo by opowiadać, ale... Eh... - nie potrafiłem złożyć zdania. Zrobiło mi się okropnie słabo, musiałem przytrzymać się łóżka.
-Już jest mój czas - odezwał się chłopiec. - Kocham was i zawsze będę. R5 foreve... - w tym momencie chłopiec zamknął oczy, a w sali rozległ się długi dźwięk respiratora. Zabolało mnie serce.
-Nie... Nie... Nie! - krzyknąłem i wybiegłem z sali. Wpadłem na paru lekarzy, którzy zaprowadzili mnie do mojej sali. Tam z kolei czekała moja rodzina. Opowiedziałem im wszystko. Rydel i mama momentalnie się rozpłakały, a Ross, Ell, Rocky, tata i Ryland byli zszokowani. 
Nagle wszyscy usłyszeliśmy cichy głosik jakiejś dziewczyny, która przyszła z Rocky'm.
-Ja... Ja go znałam - powiedziała zapłakana.
Wszyscy razem przytuliliśmy się, a potem płakaliśmy jeszcze dobre kilka godzin.
Ale jedno jest pewne. Nigdy nie zapomnę tego, co zobaczyłem. To będzie za mną chodzić do końca życia.
A co z koncertem? Koncert się odbędzie. Dla Janka damy czadu, jak jeszcze nigdy. Byłby z nas dumny.

_____________________________

wieem, czekaliście na to meega długo, miałam dziwny, straszny i... niezbyt fajny okres w życiu i nie chcę do tego wracać. 
nie wiem, kiedy będzie następny rozdział, może jutro, może za tydzień, miesiąc, rok.. nie no, rok na pewno nie XD
ale wydaje mi się, że jakoś niedługo..
see ya! 

8 komentarzy:

  1. Sama nie wiem jak zacząć i co dokładnie napisać...
    Jedno jest pewne...
    Trzcinkaa wróciła ♥
    Tak, tak... Czekałam chyba z dwa miesiące, ale się doczekałam!
    Naprawdę nie wiesz jak się ucieszyłam, gdy dodałaś ten rozdział...
    Wzruszył mnie! Ta więź z tym chłopcem jeśli chodzi o Rikera i wgl ;c
    R5 FOREVEEER
    Pozdraawiam ;*
    ~Roxanna
    never-without-you-r5.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. To zastanawiające, że każda osoba pochodząca z Polski nie ma problemu z dogadaniem się z członkami zespołu. Z moich obserwacji wynika, że j. angielski nie jest aż tak dobrze obecny w polskim społeczeństwie, rzadko słyszę, by ktoś cudzoziemcowi coś po angielsku tłumaczył. Ale może jedynie się bezpodstawnie czepiam.
    Rocky. Szkoda, że musi porzucić Emily i udać się do szpitala, ale co poradzić? Rodzina najważniejsza.
    O rany. Janek [*]
    Smutny ten rozdział, naprawdę. Ale widać, takie są potrzebne.

    Czekam na nn ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Jezu super <3 poplakalam sie :( ale dawaj szybko nastepny <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Gratulacje ! Zostałaś nominowana do Libster Blog Award <3 Szczegóły u mnie :* na blogu http://welcometothecityofwampires.blogspot.com/ w zakładce LBA (styczeń 2015)

    OdpowiedzUsuń
  5. Cześć,nominowałam cię do LBA wszystkie szczegóły na http://r5-blog.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie jestem pierwsza xD nominowałam Cię do LBA. Więcej na moim blogu royalwhiteangel.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Poryczałam się : < Dawaj nexta XD
    Namiary na mnie : http://opowiadani-oczami-rossa.blogspot.com/ jestem nowa licze na komentarze : )

    OdpowiedzUsuń
  8. To jest zajebiste. ;D szybko dawaj NEXTA ;) pliss

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz motywuje mnie do dalszej pracy ;)