Strony

środa, 15 kwietnia 2015

36. Even though it hurts I can’t slow down, walls are closing in and I hit the ground

*** Ross ***
-Jedziemy tam - wycedziłem przez zęby.
-Gdzie? - zdziwił się Ellington.
-Mood Street 28, mieszkanie numer 9. Ktoś musiał ciągle powtarzać Natalii ten adres, kiedy była naćpana, i został jej w pamięci.
-A co z... nią? - wskazał na moją dziewczynę, która właśnie wyginała sobie palec i powtarzała 'Niesamowite!'.
-To zbyt ryzykowne. Jedziemy tam sami - zarządziłem. Zaprowadziłem Natalię do łóżka po czym wybiegłem z domu wraz z Ratliffem, nie zapominając zakluczyć drzwi.
-Sprawdź, gdzie dokładnie znajduje się ta ulica - zaleciłem Ellowi, gdy wsiedliśmy do samochodu. Chwycił telefon i wykonał polecenie.
-Ross... To jest dwie godziny stąd - skrzywił się brunet. Aż tyle?! Zawsze wiedziałem, że to gdzieś daleko, ale nie sądziłem, że aż tak... W tym momencie moje szanse odzyskania rodzeństwa spadły do zera. Jednak nie zamierzałem się poddać. Może jeszcze żyją? Może to głupi kawał? Jeśli tak, to trochę się spóźnili - Prima Aprilis było dwa miesiące temu. 
Odpaliłem silnik i ruszyłem. Co chwilę Ell czytał mi wskazówki GPS-u, a moje serce biło coraz mocniej. W tle rozbrzmiewało irytujące radio - Ratliff musiał włączyć akurat wiadomości. 
-Jak na razie wciąż nie ma śladu po niebezpiecznym polskim zbiegu - Zbigniewie R. Policja robi co w ich mocy, by schwytać więźnia, jednak sprawa robi się coraz bardziej poważna. Przeszukano większość budynków mieszkalnych, wszelkie piwnice oraz okolicę Mood Street - po Zbigniewie ani śladu. Policja odmawia udzielania informacji - większość funkcjonariuszy jest na służbie od paru dni, ponieważ liczy się każda sekunda.
-Co?! Przeszukano Mood Street? - ogarnęła mnie fala przerażenia. Czy to oznacza, że ten brutal zabił moje rodzeństwo i uciekł? 
-Sam dobrze wiesz, jakie typy tam się kręcą - uspokoił Ell. - Policja przeszła pewnie wzdłuż ulicy. Uwierz mi, nawet najodważniejsza osoba nie chciałaby wejść do żadnego z tych mieszkań.
Taa Ratliff, dzięki za pocieszenie.
Nagle samochód zaczął zwalniać. Spojrzałem na wskaźnik benzyny i miałem ochotę wyrwać sobie wszystkie włosy z głowy. Ręce trzęsły mi się jak galareta, nie wiedziałem, co zrobimy dalej. 
-Ile jeszcze zostało nam do przebycia? - spytałem zrezygnowany, kiedy auto całkowicie się zatrzymało.
-Jeszcze jakaś... godzina - odparł Ellington. - Nie, moment. Pół godziny... Chwila... Brak zasięgu! - krzyknął, a jego oczy zrobiły się całkowicie okrągłe. W tamtym momencie najchętniej znalazłbym byle jaki sznur i się zabił. Dosłownie.
-Nie, musi być tutaj coś, co może nam pomóc - jęknąłem i wyszedłem z samochodu. Zobaczyłem to, czego najbardziej się obawiałem - całkowite pustkowie. Nie było ani jednego drzewa. W dodatku dookoła mnie znajdowało się okropne błoto. Niewiele myśląc, oparłem nogę na masce samochodu i wdrapałem się na niego. Zrobiłem to w czas, bo błoto prawie pochłonęło moje buty.
-Ross, czy tobie całkowicie odbiło? Chcesz mnie tutaj zatopić? - krzyknął Ellington z samochodu.
-Szukam zasięgu! - odkrzyknąłem. Jest! Jedna kreska. Szybko włączyłem GPS i zrobiłem screenshoty wskazówek drogi. 
-Tutaj, niedaleko jest stacja benzynowa - oznajmiłem, schodząc z samochodu. - I mamy do przebycia jeszcze niecałą godzinę drogi... Autem, oczywiście.
Szybko zabraliśmy plecaki, zamknąłem samochód i ruszyliśmy przed siebie. Wiedziałem, że będzie to długa podróż.

-Stacja benzynowa powinna być za rogiem - wydyszałem po pół godziny drogi. Skręciliśmy, a naszym oczom ukazał się oświetlony budynek. Chciałem skakać ze szczęścia, ale nogi odmawiały mi posłuszeństwa.
Zapłaciliśmy za dużą butlę benzyny i już chcieliśmy wychodzić, kiedy zatrzymał nas podstarzały mężczyzna.
-Panowie mają do przebycia długą podróż, hm? - spytał, kuśtykając do nas z laską w ręku.
-Gdzieżby - odparł ironicznie Ell, wskazując na swoje spodnie, które były w dużej części pokryte błotem. - Już nie pamiętam, jakiego są koloru.
-Tak się składa, że posiadam małą motorynkę, która jeździ dosyć szybko - uśmiechnął się przyjaźnie. - Ale jest problem. Ma tylko jedno miejsce. 
-Przez to błoto? - prychnąłem. - Nie, dziękuję.
-Znam inną drogę, przez asfalt. Skręcisz w tę uliczkę i będziesz jechał prosto do skrzyżowania, a później dwa razy w prawo. Wydaje mi się, że gdzieś w pobliżu znajdziecie swój samochód - powiedział, wręczając mi klucze. Ja mam jechać? No cóż, nic innego mi nie pozostało.
-Spokojnie, nie ucieknę - zapewnił mnie Ellington, wchodząc do budynku. - Przywitam cię gorącą czekoladą.
Odpaliłem silnik i poczułem mocne bicie serca. To i tak bez sensu, oni pewnie już nie żyją. 
Jechałem dosyć długo na prostej drodze, dlatego pozwoliłem sobie zaszaleć z prędkością. 
Nagle ni stąd, ni zowąd pojawiło się przede mną skrzyżowanie. Zahamowałem zbyt mocno, usłyszałem huk, a później nie było nic. Głucha ciemność. Po dłuższej chwili robiło się coraz jaśniej, miałem wrażenie, że obudzę się zaraz w wygodnym łóżku. Niestety, poczułem tylko kamienie, które widocznie były rozsypane wokół asfaltu. Powoli otworzyłem oczy. Zerwałem się na równe nogi i poczułem palący ból głowy. Zaraz potem do głowy dołączyła ręka. Nagle zrobiło mi się niedobrze i okropnie słabo. Nie, tak nie będzie. Nie przegram w tym miejscu. Z każdą sekundą robiło mi się coraz bardziej niedobrze, aż w końcu to wszystko... wyszło na zewnątrz. No, chyba nie muszę tłumaczyć, co zrobiłem. 
Przyłożyłem ręce do twarzy i poczułem, jak z nosa ciurkiem leci mi krew, a wargę mam głęboko rozciętą. Wszystko mnie bolało, ale nie zamierzałem się poddać. Trzęsąc się, wsiadłem na motorynkę i skręciłem w prawo. Jechałem tak przez paręnaście minut, tym razem poprawną prędkością. Ponownie skręciłem w prawo i zauważyłem znaną mi, błotną drogę. Na jej samym początku w oczy rzuciło mi się moje kochane BMW. Pospiesznie zatankowałem samochód, wpakowałem do bagażnika motorynkę i po paru minutach pędziłem w stronę stacji benzynowej. 
Skręciłem i moim oczom ukazał się budynek, jednak już nieoświetlony. Wyszedłem z auta i drżącym krokiem udałem się w stronę budynku. Pociągnąłem za klamkę, ale drzwi nie ustąpiły. 
-Ratliff? - zawołałem. - Proszę, nie rób sobie żartów. Miałem przed chwilą wypadek, jestem wykończony, naprawdę nie mam nastroju.
Ale odpowiedziała mi tylko głucha cisza. Obszedłem powoli budynek dookoła - ani śladu po Ellingtonie i starym mężczyźnie. Zostałem sam.
_______________________________________



KAŻDY KOMENTARZ ZMNIEJSZA CZAS OCZEKIWANIA NA NOWY ROZDZIAŁ!


piosenka z tytułu: Just One Last Time

18 komentarzy:

  1. Sybciej wstaw następny
    takie to nie fajne żyć w niepewności

    OdpowiedzUsuń
  2. czy ty sobie jaja robisz?! Jak ja mam czekac na nastepny rozdzial!? Nie dam rady! Jezu ludzie dawac pisac te komy nooo!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Pisz pisz pisz! Błagam! Na kolanach! Bo znowu ci będę spamować na snapie!

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziewczyno, skąd Ty bierzesz pomysły na tak wciągającą akcję?
    Wow, jestem pod ogromnym wrażeniem. Emocje aż wychodzą z tego rozdziału, udzielają się czytelnikowi.
    Pomyślałam, że tym miłym gościem może być Zbigniew. Ale pewnie w telewizji pokazywali jego zdjęcie, czyżby Ross go nie rozpoznał? Może się przebrał?
    Nieważne. To jest genialne!

    Czekam na nn ^^

    OdpowiedzUsuń
  5. Super rozdział tylko że krótki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jakbym pisala dlugie to byloby o wiele mniej akcji, bo wszystko by sie ciagnelo, a tak jest krotko i emocjonujaco :D

      Usuń
  6. Boze święty!!
    Nie strasz mnie tak kobieto!!.
    Kocham
    Czekam
    Daj szybko

    ~Wika aka ponczek

    OdpowiedzUsuń
  7. JA
    CHCE
    WIĘCEEEJ
    ♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  8. Biedny Rossy miał wypadek. Co się stało z Ell'em? Gdzie on jest? Też go porwali ( ten staruszek XD) ? Co się stanie z Ross'em? Te pytania strasznie mnie dręczą!!! Czekam niecierpliwie na next!!!!

    OdpowiedzUsuń
  9. Kiedy będzie next?? ♡♡

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz motywuje mnie do dalszej pracy ;)