poniedziałek, 1 września 2014

22. And I will walk this road ahead, one hundred miles on my hands

***Ross***
Podszedłem do wielkiej mapy miasta obok przystanku. Znalazłem na niej cmentarz i zacząłem kierować się w jego stronę. Na wszelki wypadek włączyłem GPS w telefonie.
Tuż za małym laskiem ukazał się cmentarz. Wyglądał pięknie nocą. Setki migoczących zniczy sprawiło, że było naprawdę jasno. 
Cmentarz był ogromny, więc wybrałem numer do Natalii, by ją szybciej znaleźć. 
Gdzieś w oddali usłyszałem dzwonek dziewczyny, One Last Dance, i wiedziałem, że ona tam jest.
Przeszedłem przez bramę i biegiem zacząłem kierować się w stronę źródła dźwięku. Mijałem setki grobów, również małych dzieci, i serce mi ściskało, kiedy widziałem na wyblakłych zdjęciach, umieszczonych w płytach nagrobnych, ich małe buźki. Szczerze podziwiam Natalię. Gdyby ktoś z mojej rodziny zmarł, nie pozbierałbym się do końca życia.
Byłem już blisko, kiedy telefon przestał dzwonić. Stałem między grobami i nie wiedziałem, gdzie pójść. Wybrałem numer ponownie i znów usłyszałem znaną mi melodię. Szybko skręciłem w prawo i biegiem skierowałem się do najdalszego zakątka cmentarza. Usłyszałem cichy szloch. To ona. 
Siedziała na ziemi, z głową w dłoniach opartą na grobie. Przeczytałem nazwisko na kamiennej płycie. Monika Raj. Stałem nad płaczącą dziewczyną bez ruchu, nie wiedząc, co robić.
-Mamo... Tak bardzo chcę... Chcę żebyś wróciła... Wróć do mnie... Do nas... Wróć, proszę... - dukała. Było mi jej okropnie szkoda. Patrząc na nią, łzy napłynęły mi do oczu. Po chwili jedna spadła na trawę, a ja głośno pociągnąłem nosem, za co zaraz mentalnie się spoliczkowałem. Dziewczyna powoli podniosła głowę i spojrzała na mnie.
-Co tu robisz? - spytała strasznie ochrypniętym głosem. Nie wytrzymałem. Wybuchnąłem płaczem i osunąłem się na kolana. Tak okropnie nie czułem się jeszcze nigdy.
-Ross, Ross spokojnie - przytuliła mnie dziewczyna, sama powstrzymując się od płaczu. 
-Natalia - złapałem ją za ramiona. - Nawet jeśli mi nigdy nie wybaczysz, wiedz, że ja nie pocałowałem cię z zemsty. Z czegoś całkiem innego - odgarnąłem jej włosy z czoła.
-Ty się zauroczyłeś, Ross. Wiele razy ktoś wyznawał mi miłość, a po miesiącu rzucał jak szmatę. Proszę, nie mów mi, że mnie kochasz. Nie mów - wyszeptała.
-Kocham cię, przepraszam - powiedziałem szybko i pocałowałem ją. Wreszcie odwzajemniła pocałunek. Czułem się jednocześnie tak dobrze i tak okropnie. Ważne, że jestem tutaj, z nią.

***Izabela***
Rano obudziłam się obok Piotrka w łóżku szpitalnym. Szybko wstałam i wymknęłam się do łazienki. Tam wybrałam numer Rossa.

*
-Iza?
-Tak. Musimy się spotkać, porozmawiać, wyjaśnić sobie parę rzeczy...
-Dobrze, jak najbardziej. Mi pasuje nawet dzisiaj.
-Jasne, bądź o czternastej, to znaczy drugiej po południu.
*

Wróciłam do pokoju. Piotrek siedział na łóżku z wzrokiem wbitym we mnie.
-Gdzie byłaś? - spytał zaspany.
-Wyszłam do łazienki by zadzwonić do Rossa, nie chciałam cię obudzić - powiedziałam zgodnie z prawdą.
-Po co do niego dzwoniłaś? - wytrzeszczył oczy.
-Musimy sobie coś wyjaśnić. Będzie o czternastej, więc lepiej się zbieraj, bo jest już... - spojrzałam na telefon - trzynasta.
Piotrek po piętnastu minutach wyszedł z mojej sali, a ja zaczęłam sprzątać. Wyrzuciłam stare kwiaty i pudełko po bombonierkach od Rossa, pościeliłam łóżko i rozsunęłam rolety. Potem wyszłam do łazienki.
Związałam włosy w kucyk i przemyłam twarz wodą. Spojrzałam na swoje odbicie. Wyglądałam całkiem znośnie. Włożyłam czarne rurki i białą koszulkę.
Wróciłam do sali. Sięgnęłam po telefon i zaczęłam przeglądać facebooka. Pełno nowych powiadomień, ale jakoś mało mnie one obchodziły. 
Spojrzałam na godzinę. Czternasta. Ross za chwilę powinien być.
Usiadłam na łóżku i czekałam.
Po kilku minutach usłyszałam pukanie do drzwi. Krzyknęłam krótkie 'Proszę!' i po chwili ujrzałam zmieszanego blondyna.
-Cześć... - podał mi rękę, a ja ją uścisnęłam. - Więc, chciałaś porozmawiać.
-Ross, jestem prawie pewna że czujesz to, co ja. Że nie jesteś pewien, czy mnie kochasz. Mam rację? - blondyn kiwnął głową, a ja kontynuowałam. - A podobno kiedy zastanawiamy się, czy kogoś kochamy, tak naprawdę przestaliśmy go kochać już dawno. Więc... Chyba oboje wiemy co powinniśmy zrobić - zmieszałam się.
-Masz rację. Oboje poznaliśmy nowe osoby, które zaczynają znaczyć dla nas wiele, i to może one były nam pisane, a nie my sobie nawzajem - powiedział poważnie.
-To jak, przyjaciele? - spytałam.
-Przyjaciele - uśmiechnął się Ross.
________________________________

hej, trochę smutno się ten rozdział skończył, a może dla niektórych wesoło, nie wiem.
mam tylko jedno pytanie do was: czy chcecie, bym po tym rozdziale nadal pisała z punktu widzenia Izy? czy ona ma zostać, czy gdzieś odejść? bo prawdę mówiąc, nie mam pojęcia, co z nią zrobić. pomożecie? :D


3 komentarze:

  1. Nie no, nie, błagam. On musi być z Izabellą. Tak bardzo do siebie pasują ♥ Boski rozdział, na początku aż się wzruszyłam. Czekam na next'a kochana :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Zapraszam Cię do mnie ;D
    fallinforyour5.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Czyli jednak. Rozstanie.
    Płaczący Ross, aww *.* A to "spoliczkowałem się mentalnie" jest chyba najlepszym zdaniem w tym opowiadaniu :D
    Jeśli bardziej chcesz się skupić na Rossie i Natalii, bez Izy, to lepiej zmienić perspektywę właśnie na Nati. Przynajmniej ja tak myślę.

    A teraz lecę czytać 23 ^^

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz motywuje mnie do dalszej pracy ;)