sobota, 18 kwietnia 2015

37. Im going too fast, heart first, my head just can't slow me down

*** Ross ***
Nie czekałem ani chwili dłużej. Z Ellingtonem czy bez, muszę się tam dostać. Może ten psychopata zabrał Ratliffa? A może próbował go porwać, a on uciekł? Jak dla mnie był to najbardziej wesoły scenariusz.
Powoli wsiadłem do samochodu, uważając na moje obrażenia. Odpaliłem silnik i ruszyłem w dalszą drogę. Minuty dłużyły mi się w nieskończoność, mimo że jechałem dosyć szybko.
Po jakiejś godzinie monotonnej jazdy moim oczom ukazała się zaniedbana, obskurna ulica. Po jej dwóch stronach rozciągało się sześć niskich bloków. Ze ścian odpadał zżółkły tynk, dachy w wielu miejscach były naderwane, okna wybite lub pozabijane deskami, a wilgoć można było wyczuć kilometr stąd. Tak. To Mood Street.
Zacząłem się  zastanawiać, dlaczego w adresie podany jest numer 28, skoro dookoła nie ma nic, tylko sześć  obleśnych bloków. Czy największym numerem nie powinno być 6?
Zaparkowałem jakieś pięćdziesiąt metrów od pierwszego bloku i wysiadłem z auta. Od razu z daleka zauważyłem dwoje dzieci, prawdopodobnie czymś otumanionych, a obok nich mężczyzna z brodą w podobnym stanie. Trzymał w ręku kij bejsbolowy, dlatego postanowiłem, że poczekam aż odejdzie. Nie chcę dzisiaj umrzeć, a w tym stanie nie dałbym rady się obronić.
Nagle coś mi się przypomniało. Szybko wyciągnąłem telefon i wybrałem numer do Natalii. Rozległ się cichy sygnał i po chwili usłyszałem jej dźwięczny głos.
-Ross? - zrobiło mi się ciepło na sercu. Nic jej nie jest! Siedzi w domu, w wygodnym łóżku i nie ma pojęcia,  że właśnie wybieram się na pewną śmierć dla ratowania rodziny. Lepiej dla niej. Może przeżyję?
-Cześć kochanie. Jak się czujesz? - spytałem zatroskany.
-Dobrze... Nie wiem, co się stało i co tutaj robię, jest mi okropnie słabo i niedobrze, ale dziwnym trafem cieszę się, że tu jestem. Powiedz mi, gdzie są wszyscy? I ty? I jaki dziś dzień?
-My... Ja... - łzy podeszły mi do oczu, ale natychmiast wziąłem się w garść. - Nie martw się o nas. Ratliff zbytnio zabalował  i musimy pozbierać go do kupy. Jesteśmy w klubie, będziemy w domu za... - westchnąłem - jakiś czas. Dzisiaj jest 30 czerwca, właściwie to ten dzień dobiega już końca.
-30 czerwca... No dobra... Pójdę zrobić sobie kolację.
-Tylko nie wychodź z domu - pociągnąłem nosem.
-Nie zamierzam, dochodzi północ! - zaśmiała się wesoło. Kocham jej śmiech. Nie sądziłem, że kiedykolwiek będzie mi tak bardzo potrzebny, jak w tamtym momencie. - Ale Ross, obiecaj mi, że wrócisz szybko. I że nic, ale to nic ci się nie stanie.
Przez chwilę nie mogłem wydusić słowa przez łzy kotłujące się pod moimi powiekami, ale wziąłem głęboki wdech i przemówiłem.
-Jasne, że nic mi nie będzie!  Co może mi się stać w głupim klubie? - wymusiłem śmiech.
-Zaraz może ci się coś stać, jeśli nie wytłumaczysz mi i moim przyjaznym kolegom, co tutaj robisz i po co przyszedłeś - zza pleców rozległ się zimny głos a moje serce gwałtownie podskoczyło. Szybko rozłączyłem się z Natalią i powoli odwróciłem się w stronę źródła głosu.
Moim oczom ukazała się ogromna sylwetka z kijem bejsbolowym. Spojrzałem w górę i zobaczyłem pełną gniewu twarz i zwężone oczy wpatrujące się we mnie z pogardą.
-Ja przepraszam, ale gdzieś tutaj moja rodzina... - zacząłem spanikowany.
-Rodzina, hm? Rodzina jest bardzo ważna. Powiedz mi, o co chodzi.
Osłupiałem. Sądziłem, że rzuci się na mnie z tym kijem lub zrobi coś gorszego, a on po prostu... To jakiś żart?
-Pewien psychopata ukrył się gdzieś tutaj razem z moim rodzeństwem, blok numer 28, mieszkanie dziewiąte...
-No nie - wywrócił oczami mężczyzna. - A Derek znów zaczyna! Tutaj nic nie znajdziesz, to podpucha. Po prostu uważał za zabawne fakt, że gdybyś trafił nie na mnie, a na kogoś innego, już byś nie żył. Derek odwala często takie cyrki. Wróć do swojego domu, jak najszybciej. Tam powinieneś znaleźć swojego przyjaciela. Jeśli się pospieszysz - może będzie jeszcze żywy. Zresztą nie wiem, różne sztuczki stosuje ten kawalarz. A gdzie i jak znajdziesz innych członków rodziny, dowiesz się na miejscu. Przynajmniej tak to przebiegało niedawno. A teraz wynocha, zanim zobaczy cię ktoś, kto chętnie sprałby ci tę piękną buźkę.
Zaniemówiłem. Nie rozumiałem nic z tego, co on mówił. Derek? 'Tak to przebiegało niedawno'? Czy to stąd wiedział, że Ellington zniknął?
-Em... Przepraszam, ale... Czy ten em... mężczyzna nie ma na imię Zbigniew? - spytałem niepewnie.
-Zbigniew? To jakieś rosyjskie imię? Chłopcze, zaczynasz wariować. Śpiesz się, chyba że chcesz zobaczyć swojego przyjaciela w kawałkach.
Nie musiał powtarzać dwa razy. Pokuśtykałem do samochodu i uważnie do niego wsiadłem. Miałem już zamykać drzwi, kiedy mężczyzna znów przemówił.
-Masz, przyda ci się - powiedział, wyciągając z plecaka bandaż, plastry, chusteczki i wodę utlenioną. Podziękowałem i postanowiłem zająć się moimi ranami, bo nie ułatwiały mi poruszania się.
Kiedy moja ręka, kostka, warga, nos i ramię zostały odpowiednio odkażone i opatrzone, ruszyłem w drogę powrotną. Gaz wciskałem o wiele mocniej niż zwykle, a serce biło mi jak szalone. Wiedziałem, że przy takiej prędkości nawet wjechanie na większych rozmiarów kamień by mnie zabiło. Ale nie to teraz się dla mnie liczyło. Ważna była tylko rodzina i Ellington. No i oczywiście Natalia. O matko. Natalia! Przecież ona jest w domu... Czy ten cały Derek jej coś zrobił?! I co z jej ojcem, który uciekł z więzienia? Może współpracują? Kto im otworzył drzwi? A co, jeśli Natalia dostała od nich porcję narkotyków? Tysiące pytań kotłowało się w mojej głowie, podczas gdy samochód nabierał coraz większej prędkości. 
Z głębokich rozmyślań wyrwał mnie znak z napisem Cook Street, który właśnie minąłem. Jestem już tutaj? Wow, naprawdę nadaję się na filozofa, jeśli tracę poczucie czasu z powodu rozmyślań. 
Zostało mi piętnaście minut. Czas zaczął mi się dłużyć, mimo że jechałem dość szybko jak na teren zabudowany.
Wreszcie dojechałem pod dom. Wszystkie światła były zapalone. Podbiegłem do drzwi i już chwyciłem za klamkę, kiedy usłyszałem ciche stłumione jęknięcie, jakby ktoś kogoś zakneblował.
Wtedy zauważyłem małą, czerwoną karteczkę na drzwiach z napisem 'NIE OTWIERAJ DRZWI'. Co? Niby dlaczego miałbym nie otwierać? Nie, chwila. Jeśli to zrobię, może stać się coś złego. A co, jeśli zobaczę martwego Ratliffa? Nie, tego bym nie przeżył.
Postanowiłem wejść tylnymi drzwiami, jednak na nich spoczywała kartka z napisem 'NIE, NIE JESTEŚ SPRYTNY. TYCH DRZWI TEŻ LEPIEJ NIE OTWIERAJ'. Co ja mam, do cholery, zrobić?!
Na szczęście rolety w oknach były poodsuwane. Podbiegłem do największego i to, co ujrzałem, przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Ratliff był przywiązany do krzesełka naprzeciwko frontowych drzwi. Nie byłoby w tym nic strasznego, gdyby nie to, że przy drzwiach znajdował się idealnie wymierzony w mojego przyjaciela łuk z pokaźnych rozmiarów strzałą, który zaczepiony był o klamkę. Moje serce zamarło.
Przyjrzałem się bliżej. Natalia spoczywała w dokładnie tej samej sytuacji, lecz przy drzwiach tylnych. Wspominałem, że moje serce zamarło, tak? To teraz przestało całkowicie pracować.
________________________________

KAŻDY KOMENTARZ ZMNIEJSZA CZAS OCZEKIWANIA NA KOLEJNY ROZDZIAŁ!


piosenka z tytułu: Oh My Goodness

8 komentarzy:

  1. O ja pierdzielę o.O
    To jest ekstra!
    Świetnie, że ktoś daje Rossowi rady i pomaga, ale to, co czeka na nastolatka w domu, to w ogóle z jakiegoś dobrego thrillera, mnie osobiście akcja z tą strzałą przypomniała jedną scenę z któregoś odcinka Fargo (sezon 1).
    Co teraz? Kurde, z takim dramatem dawno nie miałam do czynienia.

    Czekam na nn ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a dziękuję, postaram się zaskakiwać jeszcze bardziej ^^

      Usuń
  2. Co!? Biedny Ross jak on się dostanie do nich??? Przez okno, dach, ścianę XD??? Przeciesz to jest nie wykonalne!!! A co jeśli będzie musiał zabić Natalię lub Ell'a? Boże jak ja wytrwam do następnego rozdziału!!! Czekam niecierpliwie na next!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Natalia, nie rób mi tego, ja nie zasnę teraz... ROZUMIESZ? (tak bym sie spałaa także ten) No ale z łuku? Eh.. Ross powodzenia :') Rozdział CUD MIÓD MALINA

    ~ Martyna

    OdpowiedzUsuń
  4. Super rozdział, uwielbiam takie :*
    Życze weny

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz motywuje mnie do dalszej pracy ;)